SABAT

serwis twórczych kobiet

  • Zwiększ rozmiar czcionki
  • Domyślny  rozmiar czcionki
  • Zmniejsz rozmiar czcionki
Start Felietony "Bez słów" Ew

"Bez słów" Ew

Email Drukuj PDF

"Ludzie, chociaż nie dożyją nawet stu lat, to jednak
stwarzają sobie troski na całe tysiąclecia."

Przysłowie chińskie; w: "Przysłowia polskie i obce", Danuta i Włodzimierz Masłowscy; 2003r.; str. 204

Jest szósta rano. Siedzę na wilgotnej ławce, przyglądam się odbiciom drzew w filiżance porannej kawy. Wokół panuje absolutna cisza. Nie, nie przywykłam do takiego spokoju, nie wiem co ze sobą zrobić, gdzie podziać myśli. Ręce aż mnie świerzbią, aby jakoś diametralnie zmienić obecną sytuację, jednak wiem, że nic nie zdziałam na tym pustkowiu, prawie cała nieruchomieję (wskazującym palcem plączę wilgotne ścieżki deszczu na stole). Niech inni wykonują jakieś działania, myślę, ja tu posiedzę, poczekam. Nie zrobię nic konkretnego, nie będę uciekać. Odczuwam nawet swego rodzaju ulgę, że nigdzie nie biegnę, nic nie udaję, nie napraszam się. Nie odbieram poczty. W zasadzie można powiedzieć, że zapadłam się pod ziemię, że formalnie mnie nie ma. Znikłam.

1. (Niedziela rano); słyszę jak od czasu do czasu skrzypi podłoga, czasem strzyka czyjeś kolano, łyżka stuka w garnek, w miskę, dzwoni po zębach. Szeleści ubranie, ktoś rusza ciałem; zresztą nie jestem już pewna, czym są te szemrania: może to wiatr goni duchy po kątach? Nagle, niezmiernie ważnym wydaje mi się pytanie: czy dusza może spuchnąć, czy może stać się ciężarem nie do noszenia? Nie umiem znaleźć zadowalającej odpowiedzi, tym bardziej, że panująca cisza, a raczej milczenie, zaczyna mi doskwierać. Próbuję się czymś zająć: przyglądam się swoim towarzyszom, odruchowo szukam ich wzroku. Zastanawiam się kim są, skąd przybyli, jakie mają problemy, awersje, sympatie, jakie są ich sny, sekrety; słowem zaczyna interesować mnie wszystko. Snuję domysły na temat nieznajomych, gdzieś w pół drogi tracąc kontakt z rzeczywistością. Zmarzły mi stopy, jednak i tego nie jestem świadoma. Być może jutro będę chora, również całkiem prawdopodobne, że chora już jestem, tyle że jeszcze o tym nie wiem.

2. (Niedziela wieczorem); kap ? kap ? kap. Kap ? kap, kap ? kap, kap ? kap ? kap. Ka ? pkap. Kapk ? ap. Robi się coraz ciemniej ? zmierzcha. Na przeciw mnie sterczy oświetlony Budda. Oświecony Budda. W tle (na obrazie) kilku mężczyzn spogląda nań z zazdrością ? poznał sens życia, to co mało komu jest dane. Wyciągają dłonie w jego stronę, jakby chcieli coś ukraść, posiąść podstępem.

3. (Poniedziałek rano); Usiłuję wsłuchać się w ptasie waśnie, a może zawody ćwierkania - trudno to zgadnąć. Z podobnym rezultatem mogłabym próbować zrozumieć język migowy; próżne starania, rzekłbyś: gra nie warta świeczki. Kiedy tak słucham odgłosów za oknem, czuję jak moje płuca wypełnia powietrze. Nie wiedzieć dlaczego nagle, bez szczególnego powodu, robi mi się gorąco. Siedzę na mnisich poduchach z obawą, że stopię się w sobie doszczętnie, kropla po kropli (mimo, iż wcale nie ma upałów). Wielka ulga, że nikt nie może zobaczyć rozmiaru kałuży, którą bezgłośnie z siebie wylewam - ciche wody są podobno najgłębsze. Po jakimś czasie otwieram szeroko oczy z nadzieją, że ujrzę jakieś oznaki potopu, jednak nic z tych rzeczy, bo i jakim cudem?

4. (Wtorek rano); piasek trzeszczy pod butami, idę po lesie z oddechem słońca na plecach. Po drodze napotykam jedną z uczestniczek tygodniowego odosobnienia w Falenicy. Nie wiem jak się nazywa, ani ona nic o mnie nie wie. Mijając się obie spuszczamy głowy, aby wytrwać w idei i się wzajemnie nie rozpraszać niepotrzebnym uśmiechem do nieznajomej.

5. (Wtorek wieczorem rano); część osób poznaję po skarpetkach.

6. (Środa rano); staję naprzeciw dziewczyny. Trafiamy na siebie wzrokiem, zaglądam w studnię jej źrenic w poszukiwaniu wody... ani kropli. Mam wrażenie, że mogłabym tu umrzeć z pragnienia, a i tak nikt by tego nie zauważył!

7. (Środa przed południem); tamta dziewczyna miała wypadek. Na zajęciach jogi mówi, że nie wszystkie ćwiczenia może wykonać. Wieczorem obserwuję, jak wiesza czarną perukę na wystającej krawędzi parapetu.

8. (Czwartek przed południem); żółte kulki na cienkich łodyżkach, nieopodal kaczeńce, rumianki; roślinki na cienkich łodyżkach ? do nieba wyciągają rozczochrane ?odnóżki trzonu głównego? (nie mam zielonego pojęcia jak ?to coś? się nazywa); zaraz obok rośnie mała, pękata roślinka z listkami; za nią egzotyczny egzemplarz: na szczycie długiej, suchej łodyżki (nóżki?) chełpi się rzep w kształcie mini szyszki, z której wystają nastroszone, białe czułki; dalej widzę szerokie, ciemno - zielone listki; w tle jest jeszcze jakaś postrzępiona, czerwona trawka, nie to listek w glebie..., nie jednak to większa roślinka o czerwonych listkach. Widzę mnóstwo innych kształtów, których nie umiem opisać bez wysiłku dobierania słów, a na to nie mam już dłużej ochoty ? zupełnie mi się myli co jest czym, czym jest co (?).

9. (Czwartek po południu); czy ludzie są wolni, czy jest to jedynie wolność pozorna, a tak naprawdę wyścig do majaczącej gdzieś w dali mety i brak czasu na życie?

10. (Czwartek wieczorem); drewniany dom skrzypi melodycznie, rytmicznie jak ogromne muzyczne organy. Czy śpiwór może ziewać?

11. (Piątek rano); dostałam opryszczkę. W SMS-ie poprosiłam Maćka o Zovirax. Kiedy przyjechał udaliśmy się na krótki spacer. Czułam się niewymownie. Nie wiedziałam od czego zacząć, co powiedzieć, jak opisać uczucia, a co ciekawe chciałam mówić, być wysłuchaną, zrozumianą. Język przerzuciłam przez ramię, Maciek szedł blisko, na wyciągnięcie ręki. Chciałam być JEGO pępkiem świata. Jednak, pchana jakąś niewidzialną siłą, szłam po lesie, milczałam, przeżuwałam myśli i jedną za drugą układałam pod językiem.

12. (Sobota rano); ptaki się rozćwierkały w różnych tonach. Czasem ciszej, czasem głośniej, raz wolniej, raz szybciej. Zastanawiam się, czy owe stworzenia wzajemnie się rozumieją, czy wiedzą co się do nich mówi i jakie są drugich intencje. Wydaje mi się, że żyją we względnej przynajmniej zgodzie, harmonii i wszystko gra. I nie ma potyczek na słowa.

Warszawa, 29.07.2004

Poprawiony: poniedziałek, 06 grudnia 2010 22:47